Mazowiecki i walka „Więzi” z cenzurą. Wspomnienia (7)

Cenzura była wielką bolączką miesięcznika „Więź” i to na wiele sposobów. Po pierwsze wycinano niekiedy  około 1/3 objętości numeru. Ofiarą interwencji cenzorskich były  całe artykuły albo też poszczególne fragmenty lub nawet słowa. Bywało, że jakiś artykuł wracał tak pokiereszowany skreśleniami, że trudno już było rozpoznać jego pierwotną treść.

Z cenzurą negocjowano. Można było w dyskusji obronić pewne sformułowania dowodząć (często nieszczerze), że jakieś sformułowanie nie jest tak „antyustrojowe” jak przypisuje mu to cenzor. Czasem można było jedno sformułowanie zastąpić innym bliskoznacznym. Czasem, rzecz dziwna, sam cenzor podpowiadał coś bardzo podobnego  co do znaczenia, mając odgórny zapis zabraniający jakiś ścisle formalnie określonych sformułowań, więc to sformułowanie skreślał ale sam mówił, że można napisać to samo tylko że trochę inaczej. W pewien więc sposób pomagali nam. Czasem więc zastanawialiśmy się i  na tym, co właściwie owi pracownicy cenzury sobie myślą, na ile identyfikują się ze swoją pracą. Nie sposób określić tego inaczej jak istnej i dziś niewyobrażalnej paranoi.

Zmuszonym się było nie tylko do negocjacji z cenzorami.  Znacznie trudniejsze negocjacje  i w gruncie rzeczy znacznie bardziej przykre negocjacje oczekiwały nas z autorami tekstów. Jeśli spadał cały artykuł lub był tak pocięty przez cenzora, że tracił sens, sprawa była jasna i komunikowano to autorowi a obie strony równo klęły na cenzurę i na ustrój. Jeśli jednak, mimo cięć, coś z meritum zostawało, redakcji zależało na publikacji i  z autorami naradzano się. Jedni godzili się łatwo na ustępstwa wobec ul.Mysiej, inni nie chcieli okaleczonej publikacji. Wtedy chcąc nie chcąc redaktor wcielał się niemal w cenzora usiłując przekonywać „słuchaj, przecież mimo wszystko tak wiele zostało, nie bądź taki zasadniczy.” Itd.

Do cenzury chodziło często z jednym i tym samym tekstem kilka razy. Tekst ocenzurowany raz, po wynegocjowanych ustępstwach autora, szedł do cenzury po raz drugi. I czasem się udawało a czasem nie. Było to poza wszystkim niebywale uciążliwe i utrudniało druk pisma i jego regularne ukazywanie się. Tylko nieoceniony sekretarz redakcji Józef Smosarski, umiał zapanować nad chaosem wywołanym interwencjami cenzury.

Byliśmy świadomi, że oddziaływanie cenzury jest znacznie głębsze. Pisząc, z myślą, że artykuł musi przejść przez cenzurę, musiało powodować, że w jakiś sposób dostosowywano się do jej wymogów. Nikt chyba przecież nie pisał z  góry zakładając, że cenzura jego tekst odwali. Nie zawsze było wiadomo, gdzie cenzura uderzy, Z drugiej jednak strony pewne sprawy w zasadzie nawet całkowicie niecenzuralne można było opisać w taki sposób z pomocą jakiś metafor, że przechodziło to i było czytelne.

Do cenzury chodził w zasadzie sam Tadeusz i Wojciech Wieczorek. Z autorami natomiast negocjowali często ci członkowie zespołu, który dany tekst redagowali.Podobno interwencje cenzuralne w „Więzi” i „Tygodniku Powszechnym” to było niemal połowa wszystkich interwencji.

Nie mogliśmy z powodu cenzury pisać o wielu sprawach, o których pisać byśmy chcieli. Tym niemniej „Więź”, podobnie jak „Znak” i „Tygodnik Powszechny” odróżniała się w sposób zasadniczy od wszystkich czasopism oficjalnych. Decydował o tym ton i język. Język uwolniony był od wszystkich kalek językowych oficjalnej mowy publicznej. Był znacznie bardziej przybliżony do tego,  co mówiono prywatnie. Różne aluzje i metafory, choć nie zawsz dość czytelne, działały jednak en masse. Nie każdej aluzji mógł się czytelnik, nawet ten najbardziej przenikliwy,  domyśleć, ale skoro raz i drugi i trzeci aluzju poniał , to cały tekst, czy ogólnie wszystkie teksty w „Więzi” były odczytywane w tym świetle.

Interesujące jest to, że pewne treści mogły przejść fragmentami, w małych porcjach, nie mogły być  publikowane w całości, bowiem wtedy okazywały się zbyt wyraziste. Sam tego w szczególny sposób doświadczyłem.  Zrobiłem serię wywiadów z poetami tzw „nowej fali”, Stanisławem Barańczakiem, Adamem Zagajewskim, Zdzisławem Jasułą, Wiesławem Sułkowskim, Antkiem Pawlakiem i Marianem Terleckim. Była to poezja o dużym ładunku treści społecznych, krytyczna, odwołująca się do aktualnych wydarzeń i sytuacji. Chciałem wydać te wywiady później razem i zupełnie jasne było, że razem przejść one by nie mogły. Stoją więc na półce z starych zeszytach „Więzi”.

Zamiast tego spróbowałem opublikować artykuł „Poeci i inni”, który padł ofiarą cenzury i ostatecznie ukazał się w paryskiej „Kulturze” w roku 1975.  Sprawy tej z Mazowieckim bynajmniej nie uzgodniłem. Dałem go Wiktorowi Woroszylskiemu, który ocenzurowane szczotki tekstu najzwyczajniej przekazał Giedroyciomi podczas swojej wizyty w Paryżu.  Reakcja Warszawy była taka, że na Mysiej w cenzurze powiedziano Mazowieckiemu, że  jest zapis na moje nazwisko. Trochę się obawiałem, co na to wszystko powie Tadeusz. Nie usłyszałem od niego ani słowa wymówki. Przyjął tą sytuację tak jak przyjmuje się złą pogodę.

Praca w „Więzi” dawała ten ogromny luksus, że PRL nie docierał tu bezpośrednio. Gratulowano mi takiej publikacji, choć mogła ona oznaczać jakieś trudności dla całego zespołu.

Stosunki w perwersyjnym trójkącie redakcja—autor-cenzura istotny sposób zmieniło pojawienie „drugiego obiegu”. Dla wielu autorów powstawał wybór, czy z pokiereszowanym tekstem dalej gimnastykować się z cenzurą, czy też dać go do któregoś z podziemnych czy też drugoobiegowych periodyków.  W końcu lat siedemdziesiątych nie koniecznie już trzeba było posyłać tekst do paryskiej „Kultury” aby wziąć rewanż na cenzurze. Można było publikować w „Zapisie”, „Brulionie” czy wielu innych potajemnie drukowanych periodykach.

Tadeusz Mazowiecki, jako naczelny „Więzi” nie mógł podzwalać sobie w tamtym czasie ani na druk w „Kulturze” ani trochę później na druk w „drugim obiegu”. Mimo przeszkód, jakie stawiała cenzura  Tadeusz Mazowiecki pisał dużo. Starczy spojrzeć do bibliografii jego twórczości by się o tym przekonać. Wymagało by to szczegółowych archiwalnych poszukiwań,  jakie przygody przeżyły jego teksty sprzed 1989,  a jeszcze bardziej te z lat 70-tych w starciu z cenzurą.

Było by niedorzecznością twierdzenie, że styl pisarski Mazowieckiego ukształtowało owo ograniczenie. Omijanie zakazów cenzury wymagało jednak bardzo precyzyjnego wyrażania się, szukania metafor, aluzji, unikania dosłowności.  Pewien młodszy już człowiek, który nie dawno przeglądał „Więź” powiedział mi, że mimo upływu czasu wiele z nich nie zestarzała się, tkną one bowiem uniwersalizmem. Przyszło mi najpierw go do głowy myśl, że to może dzięki cenzurze. Ale to nie prawda. Ten uniwersalizm był wynikiem inteligencji tych, którzy cenzurę umieli omijać i przechytrzyć. Trzeba tylko w każdych warunkach być zdeterminowanym, by wyrażać to, co się myśli.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *